Born To Die

Born To Die

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 2

-Chłopaki? Kto robi jutro...  znaczy dziś śniadanie?- zapytała Cala wchodząc do ich wspólnego domu. Odwróciła się  w stronę swoich przyjaciół. Zayn trzymał rękę w górze. Dziewczyna ucieszyła się, że to nie jej kolej. Miała zamiar się wyspać, poza tym nie czuła się zbyt dobrze w kuchni.
-Ale Harry i Louis robią standardowo zakupy.- ziewnął mulat. Zdjął swój czarny t- shirt i rzucił go Cali na głowę.- Ty za to robisz jutro pranie.- posłał jej szeroki uśmiech.
            Dziewczyna zaklęła pod nosem i z obrzydzeniem wzięła bluzkę kumpla w dwa palce, poczym rzuciła nią w niego.
-A ty Payne, co jutro robisz?- zapytała, patrząc na szczupłego, wysokiego chłopaka opartego plecami o ścianę. Włosy, które wcześniej miał starannie postawione do góry teraz były oklapnięte. Rozchylił lekko powieki, które ukazały jego brązowe oczy, choć nieco jaśniejsze niż Zayna.
-Ja?- zapytał zaciekawiony Liam.- No cóż. Relaksuję się. Pamiętaj, że za mnie zmywasz przez cały weekend.- posłał jej złośliwy uśmiech.
            Dziewczyna wywróciła teatralnie oczami. W zeszłą niedzielę musiała pilnie wyjść, więc Liam za nią włożył naczynia do zmywarki.
            U nich w domu panował podział obowiązków. Każdy robił coś innego. Trudno byłoby jednej osobie posprzątać ponad 600 metrów kwadratowych, a w ten sposób utrzymywali względny porządek. Resztą zajmowała się ekipa sprzątająca, która przychodziła w każda sobotę.
-Karma jest suką...- zaśmiał się Louis.
            Dziewczyna zignorowała jego podsumowanie.
-Dobranoc.- rzuciła i skierowała się wielkim holem w stronę schodów.
            Była zmęczona. Czuła ulgę, ale jedna myśl nie dawała jej spokoju. Właściwie to jedna osoba, a mianowicie chłopak o imieniu Niall. Nie miała  w zwyczaju zabijania osób, które nic jej nie zrobiły. Z drugiej jednak strony on widział jak zastrzeliła Glassa, co jej się nigdy przedtem nie przytrafiło. Zastanawiała się czy pozbawienie go przytomności i powtórne odwiezienie go do klubu wystarczy, żeby wmówić mu, że to był tylko wymysł jego pijanej wyobraźni. Miała nadzieję, iż wypił wystarczająco dużo, żeby potem mieć problemy z odróżnieniem tego co zdarzyło się naprawdę od tego co wmówi mu Mikey. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby ten chłopak nie pamiętał kompletnie nic z dzisiejszej nocy.
            Otworzyła drzwi do swojego pokoju. Oparła się o nie. Wzięła kilka głębokich wdechów i zasunęła za sobą zamek. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Rozejrzała się po swoim dużym czarno-białym pokoju, w którym panował niemal idealny porządek, pomijając czerwoną kanapę stojąca naprzeciwko balkonu, na której leżała sterta ubrań. Nie miała jednak siły na sprzątanie. Podeszła do dużej, czarnej szafy z lustrzanymi drzwiami, które przesunęła jednym sprawnym ruchem. Zdjęła z półki długą, fioletową bluzkę w białe czaszki. Skierowała się prosto do łazienki. Przez krótką chwilę miała dylemat. Nie wiedziała czy wziąć długą kąpiel, czy szybki prysznic. Jednak wybrała to drugie.
            Kilka minut później gorące strumienie wody spływały po jej ciele. To była jej krótka chwila relaksu. Wytarła się ręcznikiem i założyła wcześniej wyjętą z szafy bluzkę, która sięgała jej do połowy ud. Z szuflady wyjęła szczotkę do włosów, poczym wróciła do pokoju. Stanęła ponownie przed szafą. Rozczesując włosy uważnie przyglądała się swojemu odbiciu. Z lustra patrzyła na nią szczupła, wysoka dziewczyna o karmelowej cerze. O dużych ciemnoniebieskich oczach z ciemnymi obwódkami i czarnych, długich włosach, które były jeszcze mokre. Z kilkoma kolczykami w uchu i jednym we brwi. Dekolt jej bluzki odsłaniał delikatny tatuaż na obojczyku „ Angel”. Wytatuowała sobie ten napis aby nigdy nie zapomnieć kim się stała.
            Nie mogła uwierzyć, że postać, którą ma przed sobą ma tak popieprzone życie. Jedynie uświadamiało jej to kilkucentymetrowa blizna, na lewym przedramieniu oraz dużo dłuższa blizna po wewnętrznej stronie prawego uda. Obie nabyła podczas wykonywania zleceń. Nie znosiła ich. Nie dlatego, że zrobiły je osoby, które kilka minut później były już martwe, tylko dlatego, że dała się tak zaskoczyć.
            Zaliczała się do osób o bardzo silnej psychice. Nie jeden żołnierz, walczący poza granicami kraju, mógł  jej tego pozazdrościć. Zabijanie ludzi nie sprawiało jej większego problemu, o ile wiedziała,  że ten ktoś naprawdę na to zasługuje.
            Nagle usłyszała ciche pukanie do drzwi. Potrząsnęła głową, żeby wrócić do realnego świata. Była święcie przekonana, że zobaczy tam Liama. To on zawsze przychodził do niej, żeby upewnić się czy wszystko jest w porządku.
            Powoli podeszła do drzwi i lekko je uchyliła, ale zamiast ujrzeć za nimi Payne’a zobaczyła wysokiego chłopaka, z burzą loków na głowie, i zielonymi oczami.
-Hej mała. Wszystko gra?- zapytał z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
            Dziewczyna prychnęła  pod nosem, wywracając teatralnie oczami.
-Tak… a tak poza, to Harry, nie zapominaj, że jestem od ciebie o rok starsza.
-Oj daj spokój!- zaśmiał się.- Zayn się pyta, czy masz jakieś specjalne życzenia odnośnie śniadania.
-Nie. Jak dla mnie to śniadanie, może być w porze obiadu. I błagam, nie budźcie mnie wcześnie jeżeli…
-Jasne mała...- poruszał brwiami i odwrócił się.
            Cala lekko się zamachnęła i kopnęła Harry’ego w tyłek.
-Za co to?!- krzyknął oburzony. Zrobił krok w jej stronę.
            Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie i zatrzasnęła mu z hukiem drzwi tuż przed nosem.
-Dobranoc!- krzyknęła, lecz nie dostała odpowiedzi. Wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę łóżka. Rzuciła się na czarną pościel w różowe pasy. Od razu ogarnął ją błogi spokój. Zgasiła światło. Otuliła się szczelnie kołdrą i zasnęła.

***

-Cala! Wstawaj!- krzyknął jakiś spanikowany głos.
            Dziewczyna niechętnie wygrzebała się spod poduszek.
-Tomlinson, co ty do chuja ode mnie chcesz?!- warknęła, lustrując do wzrokiem.
            Była dopiero 10. Według niej to było bardzo wcześnie. Zwłaszcza, że położyła się zaledwie 6 godzin temu, a musiała odespać pracowity tydzień.
-Twój ojczulek przyjechał.- wyszeptał przeczesując ręką włosy.
            Cala zerwała się z łóżka, rzucając przy tym wiązankę przekleństw.
            Jerremy nie był jej biologicznym ojcem  tylko opiekunem prawnym. To on, gdy miałam pięć lat, uratował ją przed pójściem do domu dziecka, po śmierci jej rodziców. Od tamtej pory był jej tatą. Nie spędzała z nim zbyt wiele czasu, gdyż był właścicielem wielkiej firmy ochroniarskiej, w której sama była zatrudniona. Poza tym Jerremy nie zaliczał się do najświętszych osób na tym świecie. Cala doskonale wiedziała, że ma swoje za uszami, bo to on pilnował jej grupy jak i bandy swojego syna.
-Erik też przyjechał.- mruknął niezadowolony Lou.
-Cholera…- warknęła i pobiegła w stronę szafy.- Dajcie mi 10 minut. Powiedz im, że gadam przez telefon w interesach czy coś… Ja w tym czasie się przebiorę.
            Starszy chłopak skinął głową i wyszedł z pokoju.
            Cala wyjęła z szafy białe, dopasowane spodnie oraz żakiet do kompletu i czarny top. Nie lubiła oficjalnych ciuchów, lecz jej ojciec uważał, że mimo jej pracy powinna wyglądać oraz zachowywać się jak młoda dama.
            Ubrała się w wybrane ubrania. Wyjęła z pudełka, czarne szpilki. Skierowała się w stronę łazienki, żeby doprowadzić się do porządku. Umyła się. Wyjęła zbędę, według Jerremy’ego, kolczyki z uszu oraz z brwi. Lekko się pomalowała. Włosy związała w kucyk. Wzięła do ręki telefon, który leżał na szafce nocnej. Pościeliła łóżko i podeszła do lustra, żeby sprawdzić czy dobrze wygląda.
            Już miała wychodzić z pokoju, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Na wszelki wypadek przyłożyła telefon do ucha.
-Tak. Zastanowię się.- mówiła do słuchawki, chociaż tak naprawdę nikt nie dzwonił.
            Usłyszała, kroki tuż za sobą, a po chwili dłonie na swojej tali. Chciałaby kontynuować tą „rozmowę telefoniczną” ale wiedziała, że nie może.
-Proszę jeszcze ze mną skontaktować. Do widzenia.- „rozłączyła” rzekome połączenie.
            Wpatrywała się w jeden punkt na ścianie. Wiedziała kto za nią stoi.  Dlatego nie chciała się odwracać. Nagle poczuła jego usta na swojej szyi.
-Witaj kochanie.- powiedział głos jej narzeczonego.
-Cześć Erik.- odwróciła się do niego. Spojrzała w brązowe oczy, niemal, o głowę wyższego chłopka, który było od niej o pięć lat starszy.. Miał starannie ułożone włosy. A na jego twarzy błąkał się delikatny uśmiech.- Przepraszam, że musicie na mnie czekać.
-Rozumiem....- przyciągnął ja do siebie, tak, że między ich ciałami, nie było żadnej szczeliny.- interesy.- dodał i wzruszył ramionami. Poczym lekko podniósł jej podbródek. Przez krótką chwilę wpatrywał się w jej oczy, a potem delikatnie pocałował.
            Cala odwzajemniła pocałunek. To był jej obowiązek. Była  z nim zaręczona, ale to nie oznaczało, że coś do niego czuje. On był biologicznym synem Jerremy’ego a ja tylko podopieczną, która musiała robić to czego zechce. Dodatkowo, każde z nich miało własną grupę, które wkrótce miały się złączyć.
            Chłopak przyciągnął ją jeszcze mocniej do siebie.
-Może wyskoczymy gdzieś wieczorem?
-Nie wiem... Zobaczymy.- powiedziała spokojnie, odsuwając się od niego. Chociaż tak naprawdę nie chciała nigdzie iść.- Może lepiej już chodźmy?
            Erik skinął twierdząco głową. Wziął ją za rękę i wyszli z pokoju.
            Szli długim jasnym korytarzem, gdy doszli do schodów zobaczyli dwóch napakowanych facetów w garniturach. Dziewczyna westchnęła ciężko. Nie potrafiła zrozumieć, po co Jerremy chodzi z tymi dwoma gorylami.
-Dzień dobry.- powiedziała wchodząc do salonu, gdzie znajdowała się reszta jej grupy oraz ojciec.- Przepraszam, że musieliście na mnie czekać.
-Nic się nie stało.- odpowiedział stanowczym, lecz spokojnym głosem.
            Wysoki mężczyzna przed pięćdziesiątką wyciągnął dłoń w jej stronę. Jak zwykle ubrany w elegancki, idealnie skrojony garnitur. Erik był dokładną kopią swojego ojca sprzed dwudziestu lat.
-Świetnie wyglądasz.- powiedziała Cala ściskając dłoń Jerremy’ego na powitanie.- Co cię do nas sprowadza?
-Interesy… a właściwie prośba.- odpowiedział.
            Cala usiadła na kanapie. Później uczynili to także pozostali. Mężczyzna, wyjął ze swojej czarnej, skórzanej teczki, kilka kartek.
            W pomieszczeniu panowała cisza. Dwudziestolatka rozejrzała się po wszystkich osobach, które znajdowały się w salonie. Liam, tak jak reszta, wyglądał na niewyspanego lecz można było zauważyć, że jest zaciekawiony tam co Jerremy ma do powiedzenia. Siedzący obok niego Harry ukradkiem spoglądał na  Louisa, który siedział na fotelu, a on na Harry’ego. Żaden z nich nie był zadowolony z faktu, że nie mogą siedzieć obok siebie. Ojciec Cali, nie wiedział, iż ci dwaj są razem. Nie tolerował osób, które wyróżniały się od innych. Znudzony Zayn, bawił się swoim telefonem, a Erik uważnie przyglądał się swojej narzeczonej.
-Chciałbym…- zaczął Jerremy.- Żebyście pilnowali tego chłopaka.- oznajmił i podał jedną z kartek Payne’owi.
            Cala uważnie obserwowała reakcje swojego kumpla, który zaczął chichotać lecz kaszlem zamaskował swój śmiech. Nic z tego nie rozumiała. Była ciekawa co wywołało u niego takie zachowanie.
            Liam podał zdjęcie Harry’emu, który zareagował podobnie.
-Nazywa się Niall Horan. Pochodzi z Irlandii. Jego ojciec, który jest z resztą moim dobrym znajomym, poprosił mnie, żebym miał go na oku…
            Dziewczyna osłupiała słysząc imię i nazwisko.
            „Przecież to nie możliwe. To na pewno nie on.”- pomyślała.
Nie wierzyła w to co usłyszała. Spojrzała pytającym okiem na Liama, który skinął twierdząco głową. Westchnęła. Louis z wielkim uśmiechem na twarzy podał jej zdjęcie, na którym widniał niebieskooki blondyn. Była w stu procentach pewna, że to tan sam chłopak, którego pozbawiła przytomności zaledwie kilka godzin temu.
-Tu macie jego dane oraz adres zamieszkania oraz kilka innych przydatnych informacji.- oznajmił Jerremy kładąc kartki na stole. Po czym wstał. To samo uczynili pozostali.- Zależmy mi na tym, żebyście zaczęli go pilnować jeszcze dziś. Macie go mieć na oku dwadzieścia cztery na siedem. Nie może mu spaść włos z głowy. Rozumiecie?
-Tak!- powiedzieli wszyscy chórem.
-W razie jakiś wątpliwości zwracajcie się bezpośrednio do mnie. A! I Cala, dobrze by było gdybyś się z nim zaprzyjaźniła, czy coś. To może ułatwić ci pracę.  Do zobaczenia wkrótce.- Mężczyzna wyszedł z domu a zaraz za nim jego ochroniarze.
-Chyba jednak nici z dzisiejszego spotkania.- stwierdził ponuro Erik.
            Cala tylko przytaknęła, robiąc smutną minę. Ale tak naprawdę cieszyła się, że  ma wymówkę i to jeszcze jaką! Miała nadzieję, że to zlecenie będzie trwało bardzo długo.
            Erik przyciągnął ja do siebie i namiętnie pocałował. Jego narzeczona odwzajemniła gest. Tym razem też nic nie czuła. Zaczynała wierzyć, że te wychwalane w książkach „motylki w brzuchu, nogi jak z waty i przyśpieszone bicie serca”, to tylko bzdury wyssane z palca.
-Ale wynagrodzę ci to.- wyszeptał jej do ucha.- Cześć wam!- zwrócił się do pozostałych.
            Gdy tylko syn Jerremy’ego wyszedł z ich domu wszyscy wypuścili z płuc powietrze. Cała piątka usiadła na jednej kanapie.
-„Ale wynagrodzę ci to...”- Louis sparodiował Erika. Na co wszyscy znieśli się głośnym śmiechem.- Matko co to było!? Czy tylko ja go tak nie lubię?
-Nie!- powiedzieli wszyscy włącznie z Calą.
            Nikogo nie zdziwiła jej odpowiedź. Cała czwórka doskonale zdawała sobie sprawę z tego jaki dwudziestolatka ma stosunek do swojego narzeczonego.
            Dziewczyna zdjęła buty i żakiet. Usiadła po turecku. Wzięła do ręki kartki, które zostawił jej ojciec.
-Kurde!- zaśmiał się Zayn.- Chwała, że go nie sprzątnęłaś! Miałabyś... nie- zamyślił się.- Mielibyśmy przejebane!- przeczesał ręką włosy. Ponownie zaniósł się śmiechem.
-Liam! Dzięki tobie jeszcze żyjemy!- powiedział z uśmiechem Harry, a Louis mu przytaknął.
-I pomyśleć, że przez chwilę myślałam, czy by go nie zabić...- mruknęła Cala, wiążąc włosy w luźnego koka.
-Gdyby nam wcześniej powiedział, że mamy go pilnować, to od razy byśmy go zawinęli i wywieźli do magazynu!
-Lou, co ty wygadujesz?! Serio w magazynie?- odezwał się Harry.
            Starszy chłopak tylko przytaknął. Cala pokręciła głową z dezaprobatą.
-A miałam nadzieję, że go więcej nie zobaczę.
-Cala, nie tylko ty.- powiedział Zayn podając jej kubek z kawą.
            Dziewczyna uśmiechnęła się wdzięcznie. Upiła nieduży łyk gorącego płynu. Oparła głowę o ramię Payne’a.
-To jak to rozegramy?- zapytał chłopak, który chwilowo robił za poduszkę.
-Zaczniemy dziś wieczorem. To jest pewne. Musimy się podzielić, skoro mamy go mieć na oku przez cały czas... Na pewno będziemy musieli go namierzyć. Nie jestem pewna, czy wrócił prosto do swojego mieszkania.- Upiła kolejny łyk kawy.
-Za ile będzie śniad... obiad?- poprawił się szybko Harry.
-Za pół godziny może wcześniej.- odkrzyknął Zayn.
-Jedno jest pewne. Przykro mi bardzo, ale ty i Lou…- powiedziała wskazując chłopaka z kręconymi włosami.- Nie będziecie razem go pilnować.
-Dlaczego?- obydwaj, krzyknęli równocześnie z oburzeniem w głosie.
-Oj dajcie spokój.- westchnął rozbawiony Liam.- Wszyscy wiemy jak skończy się to wasze „pilnowanie”.
-Pieprz się Payne.- warknął Louis.
-No na pewno nie z tobą, Tommo.
-Ej! Uspokójcie się. Dzisiaj idę ja z Zaynem. Malik słyszałeś?- krzyknęła.
            W odpowiedzi dostała jedynie krótkie „Yeah!”
-Potem, od rana do ok. trzeciej po południu przejmuje go Liam i Harry. Później ja z Louisem. A dalej to się już jakoś okaże. Trzymamy się od niego na odległość. Chłopcy… on ma się nie zorientować, że ktoś za nim łazi…
-Było by łatwiej gdybyśmy wiedzieli o co chodzi.- mruknął Payne.
            Cala przytaknęła. Jej ojciec nie należał do osób, które zdradzały szczegóły. Zawsze mówił co trzeba zrobić i jakie ma co do tego wymagania. Mówił tyle ile jego przybrana córka powinna wiedzieć, żeby mogła wykonać swoje zadanie. Dziewczynie jednak to nie przeszkadzało, poza tym ufała Jerremy’emu. Wiedziała, że nie kazałby jej zrobić czegoś ponad miarę jej możliwości oraz niezgodnego z jej zasadami. Była też pewna, że nie chciał jej narażać na zbędne niebezpieczeństwo, więc nie miała się czego obawiać. Co nie zmieniało jednak faktu, że w tym przypadku wolała by wiedzieć z czym ma odczynienia.
-Popatrz na niego. To zapewne nic poważnego. Wygląda na miłego, grzecznego chłopka. Pewnie podpadł jakiejś bandzie półgłówków, powiedział o tym swojemu ojcu, a ten zaczął panikować.
-Obyś miał rację, Zayn.- powiedziała cicho.
            Jednak coś jej nie pasowało. Skoro to była taka błaha sprawa, dlaczego Jerremy przeszedł z tym do niej a nie kazał tego robić Erikowi. Jej grupa była najlepsza, czego nie dało się nie zauważyć. Dobrze zorganizowana, nie zadająca zbędnych pytań. Zdawała sobie sprawę, że to ona na ogół ma najtrudniejsze zadania. Doskonale radziła sobie w kryzysowych sytuacjach. Nie rozumiała dlaczego jej ojciec miałby jej zlecić pilnowanie jakiegoś dziewiętnastolatka. Gdyby ten chłopak miał takie problemy, o jakich myśli Zayn, raczej wynająłby detektywa, albo zgłosił na policję.
-Coś mu tu jest nie tak…- mruknęła zamyślona.
            Czwórka jej przyjaciół spojrzała na nią. Wszyscy wiedzieli, że intuicja Cali nigdy jej nie zawodzi. Zawsze potrafiła wyczuć niebezpieczeństwo.

-Nie ważne.- przeczesała ręką włosy.- Za ile to śniadanie?

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 1

                               WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI DNIA DZIECKA!!  :D

__________________________________________________

Zamgloną drogę oświetlały pojedyncze lampy stojące na poboczu i światła samochodu. Dziewczyna zacisnęła mocniej dłonie na kierownicy. Nacisnęła pedał gazu. Pochyliła się lekko do przodu z nadzieją, że zobaczy coś więcej niż tylko dwa metry szosy i mgłę, która znacznie utrudniała widoczność. Niestety to nic nie zmieniło. Cala nie lubiła pracować w niekorzystnych warunkach pogodowych, ale dzisiaj musiała. To była jedyna okazja. To właśnie tej nocy zamierzała go dorwać. Tym razem nie było to zlecenie. Tym razem to ona chciała wyrównać swoje rachunki. Ten facet zabrał jej coś, właściwie kogoś, kto był dla niej wszystkim. Doskonale wiedziała, że zlikwidowanie osoby, która się do tego przyczyniła, nie sprawi, że będzie się lepiej czuła, ale musiała pomścić tą niepotrzebną śmierć. Musiała coś zrobić. Nie mogła pozwolić, żeby myśli ją osłabiły.
            Gwałtownie zmieniła bieg i poprawiła słuchawkę w uchu.
-Gdzie on jest?- wcisnęła jeszcze mocniej pedał gazu. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że na liczniku miała ponad setkę i, że jechała przez las. Teraz jedynym oświetleniem dwupasmowej drogi były reflektory jej samochodu.
-Jakieś dwa kilometry przed tobą.- odpowiedział dobrze znany jej głos w słuchawce.
            Cala uśmiechnęła się szeroko. Wiedziała, że ten chłystek już jej nie ucieknie. Spojrzała we wsteczne lusterko. Jechał za nią tylko jeden samochód. Czarny Land Rover, który zależał do jej przyjaciela. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. W tym samochodzie było jej wsparcie, bez którego nie wychodzi, na ogół, z domu. Czwórka jej przyjaciół, z którymi nie dość, że pracuje to również mieszka.
-Cala...- Zaczął niepewnie głos w jej uchu.
-Liam, mów!- warknęła.
            -Jest mały problem... Skręcił w najbliższą uliczkę po prawej, która prowadzi do magazynów „Białych”.
            Zaklęła kilka razy. Biali- czyli gang narkotykowy, który zajmuje te magazyny. Ich nazwa nawiązuje to tego czy handlują. W dodatku niedaleko znajduje się klub, w którym dilują. Nie podobało jej się to posuniecie. Nie potrzebowała zbędnych świadków, ani dodatkowych problemów.
-Cholera...- przeczesała ręką swoje długie, czarne włosy.- Może Mikey się nie obrazi, że zepsuję mu trochę piątkowy wieczór...- mruknęła.
Po drugiej stronie nikt się nie odezwał. Oni wiedzieli, że nie przepadała za Mikeym. Utrzymywała z  nim kontakt ze względów zawodowych. Czasami takie znajomości się przydawały. Zdjęła nogę z gazu i skręciła w wąska uliczkę, która prowadziła do magazynów.
-Zatrzymał się.- usłyszała w uchu głos Liama.
            Zatrzymała się. Wyłączyła światła. Nie chciała, żeby jej przyszła ofiara ją zauważyła. Była zbyt blisko. Zwolniła jeszcze bardziej. Z odległości pięciuset metrów, zauważyła zarys srebrnego Forda, stojącego przed magazynem, którego oświetlała pojedyncza lampa.
            Zatrzymała się. Sięgnęła do schowka po pistolet.
-Mam cię... Już mi nie uciekniesz... Nie dzisiaj...- mówiła pod nosem przeliczając naboje w magazynku.  Wysiadła z samochodu. Chłodny wiatr rozwiał jej włosy. Uśmiechnęła się lekko. Schowała pistolet za pasek od swoich czarnych jeansów. Wiatr stał się jeszcze chłodniejszy. Wyjęła z samochodu skórzaną kurtkę i zarzuciła ja na plecy.
            Gdy była sto metrów od magazynów zauważyła stojącego mężczyznę. Miała ochotę zaklaskać w dłonie, ale wiedziała, że nie może się zdradzić. Dzieliły ja już tylko metry od pomszczenia osoby na której jej zależało. Gdy nagle usłyszała zatroskany głos przyjaciela:
-Mała... Uważaj na siebie.- zaśmiała się.
            Liam był młodszy od niej o kilka miesięcy, miał zwyczaj zachowywać się jak nad opiekuńczy tatuś, przez duże „T”. Czasami miała tego dosyć, ale wiedziała, że zawsze może do niego pójść. Uśmiechnęła się po raz kolejny.
-Jasne... Chłopaki wiecie co macie robić.- powiedziała cicho. Po drugiej stronie usłyszała „Yeah!”
            Po kilku sekundach stanęła obok łysego mężczyzny po trzydziestce Ubranego w ciemne jeansy i bluzę w identycznym odcieniu. Przyglądała mu się ze spokojem. Zdziwiło ją, że jej nie zauważył. Jak na człowieka, który zabija ludzi na zlecenie nie był zbyt ostrożny. Miała ochotę się głośno zaśmiać. W pewnym momencie mężczyzna sięgną po coś do kieszeni. Cala przygotowała się do interwencji. Ktoś tej nocy musiał zginąć, ale tym kimś nie była ona. Kątem oka zauważyła, że stojący obok niej mężczyzna odpala papierosa. Westchnęła z ulgą i czekała na jego ruch. Niestety nie mogła się doczekać. On w dalszym nie wiedział, że stoi obok niego.
-Cześć Glass.- odezwała się pierwsza. Mężczyzna upuścił papierosa i powoli odwrócił się w jej stronę. Zastygł w bezruchu.
-Drak...- nie dokończył. Cala posłała mu sztuczny uśmiech. W jego oczach zobaczyła zaskoczenie i strach, a może nawet przerażenie.
-Myślałam, że jesteś ostrożniejszy. Stoję tu dobre dziesięć minut, a ty nie zwracasz na mnie uwagi.- Zrobiła krok w jego stronę, a on się odsunął. Zaczął cofać się w nieoświetlone miejsce.
            To zabawne, żeby facet po trzydziestce boi się dwudziestolatki, pomyślała.
-Myślałeś, że cię nie namierzę?- zaczęła iść w jego stronę.- Rob... serio? Hahaha... Gliny może i by cię nie znalazły, ale ja to co innego mam swoje dojścia.
-Czego ode mnie chcesz?- zapytał drżącym głosem.
-Dobrze wiesz...- szybko zmniejszyła dzieląca ich odległość i popchnęła go z taka siłą, że upadł. Wyjęła zza paska pistolet. Zaczęła obracać go w swojej dłoni. Mężczyzna próbował się podnieść, ale kopnęła do w brzuch.- A teraz grzecznie mi powiesz, kto cię wynajął.- zapytała przykładając mu  pistolet do skroni.
-Nie powiem ci...- mruknął, bacznie ja obserwując.
-To już coś... To ktoś bardzo bogaty inaczej byś go wsypał...- zamyśliła się. Kątem oka zauważyła, że czterech jej przyjaciół stoi nie daleko i czeka.- Tak poza tym to dziś jest piękna noc na zabijanie.
-Nie zrobisz tego...
-Czyżby?- zaśmiała się.- Nie byłabym tego taka pewna. Trzeba było nie przyjmować tego zlecenia.- Glass jednym ruchem podniósł się z ziemi i staną przed nią. Cala popchnęła go. Upadł na kolana. Nie lubiła gdy ktoś jej się stawiał.- Kto ci to zlecił?- wycedziła przez zaciśnięte zęby.
-Za wysokie progi.- uśmiechnął się sztucznie. Dziewczyna kopnęła go w twarz. Z nosa pociekła mu krew.
-Kto?- krzyknęła.
-Pieprz się Angel...- syknął Rob wycierając twarz.
-Matka nie nauczyła cię, że nie mówi się tak do kobiet?- stanęła za nim. Odbezpieczyła pistolet. Mężczyzna zadrżał słysząc ten dźwięk. Poczuła jak ogarnia ją furia. Przeładowała pistolet.- Ostatni raz się pytam. Kto?!
-Nigdy się nie dowiesz... A na pewno nie ode mnie.
-No cóż...- westchnęła i wycelowała w jego stronę.- Sama się dowiem.- powiedziała, naciskając spust pistoletu. Dookoła rozległ się huk wystrzału, który odbił się głośnym echem. Galss upadł na ziemię. Cala schowała pistolet spowrotem za pasek.- Zabiję, każdego, kto przyczynił się do twojej śmierci.- powiedziała cicho. Poczuła jak pojedyncza łza spływa jej po policzku.- Do zobaczenia w piekle Glass.
-Co tu się do jasnej...- usłyszała za sobą głos.- Angel? Znaczy Cala co ty tu robisz? Czyżbyś właśnie zabiła mi klienta?!- powiedział lekko wkurzony Mikey.
            Spojrzała na wysokiego, szczupłego chłopaka, o 4 lata starszego od niej, który na pierwszy rzut oka nie wyglądał na gangstera. Szatyn z kręconymi włosami, czekoladowymi oczami i przyjaznym uśmiechem. Chodzące jajko niespodzianka!
-Ups! Był twoim klientem? Nie wiedziałam. Najmocniej przepraszam.- starała się zrobić smutna minę, ale jej to nie wyszło. Wewnątrz cieszyła się, że już go więcej nie zobaczy.
-Cześć chłopaki!- krzyknął do jej przyjaciół, którzy stali kilka metrów od nich.- Jak zwykle strzał w dziesiątkę.- powiedzial przyglądając się bezwładnemu ciału.- Co ten biedaczyna ci zrobił? To nie zmienia faktu, że mu się zależało.
            Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Zayn i Lou. Zajmijcie się nim.
            Chwilę później dwóch chłopaków stało już obok niej. Na pierwszy rzut oka oni tez nie przypominali gangsterów. Chociaż Zayn, bardziej pasował do tej roboty. Na pierwszy rzut oka typowy „Bad Boi” z niezliczoną ilością tatuaży.  Nie dało się nie zauważyć jego pakistańskich korzeni, przez co ludzie od razu uważali go za terrorystę. Louis to całkiem inna bajka. Chłopak o niemalże kobiecej urodzie. Z dłuższymi, jasno- brązowymi włosami i szaro- niebieskimi oczami, więc nikogo nie powinien zdziwić fakt, że był gejem. To, iż był o dwa lata starszy od Cali nie oznaczało, iż jest bardziej dojrzały. Było wręcz odwrotnie. To było duże dziecko, jednak czasami potrafił się zachować jak przystało na człowieka w jego wieku.
-Zostawcie go. Ja się nim zajmę.- oznajmił Mikey.- Nie zostawię żadnych śladów.- Cala była zaskoczona propozycja ale mimo to skinęła twierdząco głową.
            Nagle usłyszeli trzask pękających gałęzi, a chwilę potem jak ktoś klnie. Wszyscy odwrócili się w stronę pobliskich drzew. Skinęła głowa na Liama i Harrego, dając im znać, żeby poszli sprawdzić, kto tak jest. Spojrzała na Mikey’go, z myślę, że to może być ktoś od niego, ale on wyglądał również na zaskoczonego jak i zdenerwowanego. Wszyscy jednak  wiedzieli, że to na pewno nie policja. Gliny nie pozwoliłyby sobie na takie zachowanie. Na wszelki wypadek wyjęła pistolet zza paska. Pozostali zrobili to samo.
            Po chwili Liam i Harry przywlekli, dosłownie, chłopaka mniej więcej w ich wieku. Rzucili go na ziemię. Blondyn powoli podniósł się z ziemi. Chwiejąc się zrobił krok w stronę Cali. Nie znała go ale wiedziała, że jest pijany. Bardzo pijany.
            Chłopak z przerażeniem spojrzał na ciało martwego już mężczyzny.
-Ja nic nikomu nie powiem. Przyrzekam. Nic nie widziałem ani nie słyszałem.- powiedział chłopak. Wszyscy przyglądali mu się z uwagą, starając się ocenić czy mają czego się obawiać. Pierwszy broń schował Liam.
-Ma się rozumieć.- powiedziała Cala.- Jak się nazywasz chłopczyku i co tu robisz?- Podeszła do niego. Odwróciła się w stronę Zayna.- Sprawdź go.
            Kilka minut później już wszyscy schowali broń. Blondyn stał i przyglądał im się z przerażeniem w oczach.
-Nie odpowiedziałeś mi na pytanie. Imię? - powiedziała spokojnie Cala.
-Niall... Niall Horan. Byłem w klubie tu nie daleko...- wymamrotał.- Wypuście mnie. Nic nie powiem.- powiedział drżącym głosem.
            Dziewczyna stanęła za nim.
-Spokojnie. Nie podpadłeś mi... jeszcze. Dobranoc.- wyszeptała mu do ucha. Uderzyła do w kark. Niall nieprzytomny upadł na ziemię. Cala stała nad nim przez chwilę mu się przyglądając. Zwykły chłopak, tak jak myślała mniej więcej w ich wieku. Ubrany w koszulę w kratę i rurki, po mimo słabego światła doszła do wniosku, że był blondynem.
-Co z nim zrobimy?- zapytał Zayn.
-Mówił, że był w klubie...- odezwał się Mikey.
-W dodatku jest zalany, więc wystarczy, że podrzucimy go do klubu. Kac i ból głowy załatwi za nas resztę. Będziemy dla niego tylko złym snem.- powiedział Liam. Cala skinęła twierdząco głową.
-Nie życzę sobie, żeby ktoś mówił, że jesteśmy złym snem... poprawka, że ja jestem złym snem, ponieważ uważam, że jestem atrakcyjny.
-Tak Harry. Jesteśmy zdecydowanie zbyt ładni.- zaśmiała się Cala.- Dobra chłopaki zawijamy się. Zabierzcie go ze sobą.
-Ja się nim zajmę.- odezwał się Mikey. Cała piątka spojrzała na niego zdziwiona.
-A tobie co! Nawróciłeś się?- zakpiła z niego.
-Nie? Po prostu pozbyłaś się swojego kłopotu i przy okazji mojego, więc, tak powiem to, chcę być miły. Teraz ja będę stał do rana za barem, więc jok się ocknie wcisnę mu jakiś kit.
            Cala patrzyła na niego zastanawiając się czy może mu wierzyć.
-Dobra.- westchnęła.- Ale jeżeli wywiniesz jakiś numer...
-Tak, wiem Angel. Uwierz mi wolę być twoim sprzymierzeńcem niż wrogiem.
-W takim razie dzięki.- powiedziała chłodnym tonem. Wraz ze swoimi przyjaciółmi skierowała się w stronę samochodów, które stały pół kilometra dalej.