-Chłopaki? Kto robi jutro... znaczy dziś śniadanie?- zapytała Cala wchodząc do ich wspólnego
domu. Odwróciła się w stronę swoich
przyjaciół. Zayn trzymał rękę w górze. Dziewczyna ucieszyła się, że to nie jej
kolej. Miała zamiar się wyspać, poza tym nie czuła się zbyt dobrze w kuchni.
-Ale Harry i Louis robią standardowo zakupy.- ziewnął mulat.
Zdjął swój czarny t- shirt i rzucił go Cali na głowę.- Ty za to robisz jutro pranie.-
posłał jej szeroki uśmiech.
Dziewczyna
zaklęła pod nosem i z obrzydzeniem wzięła bluzkę kumpla w dwa palce, poczym
rzuciła nią w niego.
-A ty Payne, co jutro robisz?-
zapytała, patrząc na szczupłego, wysokiego chłopaka opartego plecami o ścianę.
Włosy, które wcześniej miał starannie postawione do góry teraz były oklapnięte.
Rozchylił lekko powieki, które ukazały jego brązowe oczy, choć nieco jaśniejsze
niż Zayna.
-Ja?- zapytał zaciekawiony Liam.-
No cóż. Relaksuję się. Pamiętaj, że za mnie zmywasz przez cały weekend.- posłał
jej złośliwy uśmiech.
Dziewczyna
wywróciła teatralnie oczami. W zeszłą niedzielę musiała pilnie wyjść, więc Liam
za nią włożył naczynia do zmywarki.
U
nich w domu panował podział obowiązków. Każdy robił coś innego. Trudno byłoby
jednej osobie posprzątać ponad 600 metrów kwadratowych, a w ten sposób
utrzymywali względny porządek. Resztą zajmowała się ekipa sprzątająca, która
przychodziła w każda sobotę.
-Karma jest suką...- zaśmiał się
Louis.
Dziewczyna
zignorowała jego podsumowanie.
-Dobranoc.- rzuciła i skierowała
się wielkim holem w stronę schodów.
Była
zmęczona. Czuła ulgę, ale jedna myśl nie dawała jej spokoju. Właściwie to jedna
osoba, a mianowicie chłopak o imieniu Niall. Nie miała w zwyczaju zabijania osób, które nic jej nie
zrobiły. Z drugiej jednak strony on widział jak zastrzeliła Glassa, co jej się
nigdy przedtem nie przytrafiło. Zastanawiała się czy pozbawienie go
przytomności i powtórne odwiezienie go do klubu wystarczy, żeby wmówić mu, że
to był tylko wymysł jego pijanej wyobraźni. Miała nadzieję, iż wypił
wystarczająco dużo, żeby potem mieć problemy z odróżnieniem tego co zdarzyło
się naprawdę od tego co wmówi mu Mikey. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby ten
chłopak nie pamiętał kompletnie nic z dzisiejszej nocy.
Otworzyła
drzwi do swojego pokoju. Oparła się o nie. Wzięła kilka głębokich wdechów i
zasunęła za sobą zamek. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Rozejrzała się po
swoim dużym czarno-białym pokoju, w którym panował niemal idealny porządek,
pomijając czerwoną kanapę stojąca naprzeciwko balkonu, na której leżała sterta
ubrań. Nie miała jednak siły na sprzątanie. Podeszła do dużej, czarnej szafy z
lustrzanymi drzwiami, które przesunęła jednym sprawnym ruchem. Zdjęła z półki
długą, fioletową bluzkę w białe czaszki. Skierowała się prosto do łazienki.
Przez krótką chwilę miała dylemat. Nie wiedziała czy wziąć długą kąpiel, czy
szybki prysznic. Jednak wybrała to drugie.
Kilka
minut później gorące strumienie wody spływały po jej ciele. To była jej krótka
chwila relaksu. Wytarła się ręcznikiem i założyła wcześniej wyjętą z szafy
bluzkę, która sięgała jej do połowy ud. Z szuflady wyjęła szczotkę do włosów,
poczym wróciła do pokoju. Stanęła ponownie przed szafą. Rozczesując włosy
uważnie przyglądała się swojemu odbiciu. Z lustra patrzyła na nią szczupła,
wysoka dziewczyna o karmelowej cerze. O dużych ciemnoniebieskich oczach z
ciemnymi obwódkami i czarnych, długich włosach, które były jeszcze mokre. Z
kilkoma kolczykami w uchu i jednym we brwi. Dekolt jej bluzki odsłaniał
delikatny tatuaż na obojczyku „ Angel”. Wytatuowała sobie ten napis aby nigdy
nie zapomnieć kim się stała.
Nie
mogła uwierzyć, że postać, którą ma przed sobą ma tak popieprzone życie.
Jedynie uświadamiało jej to kilkucentymetrowa blizna, na lewym przedramieniu
oraz dużo dłuższa blizna po wewnętrznej stronie prawego uda. Obie nabyła
podczas wykonywania zleceń. Nie znosiła ich. Nie dlatego, że zrobiły je osoby,
które kilka minut później były już martwe, tylko dlatego, że dała się tak
zaskoczyć.
Zaliczała
się do osób o bardzo silnej psychice. Nie jeden żołnierz, walczący poza
granicami kraju, mógł jej tego
pozazdrościć. Zabijanie ludzi nie sprawiało jej większego problemu, o ile
wiedziała, że ten ktoś naprawdę na to
zasługuje.
Nagle
usłyszała ciche pukanie do drzwi. Potrząsnęła głową, żeby wrócić do realnego
świata. Była święcie przekonana, że zobaczy tam Liama. To on zawsze przychodził
do niej, żeby upewnić się czy wszystko jest w porządku.
Powoli
podeszła do drzwi i lekko je uchyliła, ale zamiast ujrzeć za nimi Payne’a
zobaczyła wysokiego chłopaka, z burzą loków na głowie, i zielonymi oczami.
-Hej mała. Wszystko gra?- zapytał z
łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
Dziewczyna
prychnęła pod nosem, wywracając
teatralnie oczami.
-Tak… a tak poza, to Harry, nie
zapominaj, że jestem od ciebie o rok starsza.
-Oj daj spokój!- zaśmiał się.- Zayn
się pyta, czy masz jakieś specjalne życzenia odnośnie śniadania.
-Nie. Jak dla mnie to śniadanie,
może być w porze obiadu. I błagam, nie budźcie mnie wcześnie jeżeli…
-Jasne mała...- poruszał brwiami i
odwrócił się.
Cala
lekko się zamachnęła i kopnęła Harry’ego w tyłek.
-Za co to?!- krzyknął oburzony.
Zrobił krok w jej stronę.
Dziewczyna
zaśmiała się dźwięcznie i zatrzasnęła mu z hukiem drzwi tuż przed nosem.
-Dobranoc!- krzyknęła, lecz nie
dostała odpowiedzi. Wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę łóżka. Rzuciła się
na czarną pościel w różowe pasy. Od razu ogarnął ją błogi spokój. Zgasiła
światło. Otuliła się szczelnie kołdrą i zasnęła.
***
-Cala! Wstawaj!- krzyknął jakiś
spanikowany głos.
Dziewczyna
niechętnie wygrzebała się spod poduszek.
-Tomlinson, co ty do chuja ode mnie
chcesz?!- warknęła, lustrując do wzrokiem.
Była
dopiero 10. Według niej to było bardzo wcześnie. Zwłaszcza, że położyła się
zaledwie 6 godzin temu, a musiała odespać pracowity tydzień.
-Twój ojczulek przyjechał.-
wyszeptał przeczesując ręką włosy.
Cala
zerwała się z łóżka, rzucając przy tym wiązankę przekleństw.
Jerremy
nie był jej biologicznym ojcem tylko
opiekunem prawnym. To on, gdy miałam pięć lat, uratował ją przed pójściem do
domu dziecka, po śmierci jej rodziców. Od tamtej pory był jej tatą. Nie
spędzała z nim zbyt wiele czasu, gdyż był właścicielem wielkiej firmy
ochroniarskiej, w której sama była zatrudniona. Poza tym Jerremy nie zaliczał
się do najświętszych osób na tym świecie. Cala doskonale wiedziała, że ma swoje
za uszami, bo to on pilnował jej grupy jak i bandy swojego syna.
-Erik też przyjechał.- mruknął
niezadowolony Lou.
-Cholera…- warknęła i pobiegła w
stronę szafy.- Dajcie mi 10 minut. Powiedz im, że gadam przez telefon w
interesach czy coś… Ja w tym czasie się przebiorę.
Starszy
chłopak skinął głową i wyszedł z pokoju.
Cala
wyjęła z szafy białe, dopasowane spodnie oraz żakiet do kompletu i czarny top.
Nie lubiła oficjalnych ciuchów, lecz jej ojciec uważał, że mimo jej pracy
powinna wyglądać oraz zachowywać się jak młoda dama.
Ubrała
się w wybrane ubrania. Wyjęła z pudełka, czarne szpilki. Skierowała się w
stronę łazienki, żeby doprowadzić się do porządku. Umyła się. Wyjęła zbędę,
według Jerremy’ego, kolczyki z uszu oraz z brwi. Lekko się pomalowała. Włosy
związała w kucyk. Wzięła do ręki telefon, który leżał na szafce nocnej.
Pościeliła łóżko i podeszła do lustra, żeby sprawdzić czy dobrze wygląda.
Już
miała wychodzić z pokoju, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Na wszelki wypadek
przyłożyła telefon do ucha.
-Tak. Zastanowię się.- mówiła do
słuchawki, chociaż tak naprawdę nikt nie dzwonił.
Usłyszała,
kroki tuż za sobą, a po chwili dłonie na swojej tali. Chciałaby kontynuować tą
„rozmowę telefoniczną” ale wiedziała, że nie może.
-Proszę jeszcze ze mną
skontaktować. Do widzenia.- „rozłączyła” rzekome połączenie.
Wpatrywała
się w jeden punkt na ścianie. Wiedziała kto za nią stoi. Dlatego nie chciała się odwracać. Nagle poczuła
jego usta na swojej szyi.
-Witaj kochanie.- powiedział głos
jej narzeczonego.
-Cześć Erik.- odwróciła się do
niego. Spojrzała w brązowe oczy, niemal, o głowę wyższego chłopka, który było
od niej o pięć lat starszy.. Miał starannie ułożone włosy. A na jego twarzy
błąkał się delikatny uśmiech.- Przepraszam, że musicie na mnie czekać.
-Rozumiem....- przyciągnął ja do
siebie, tak, że między ich ciałami, nie było żadnej szczeliny.- interesy.-
dodał i wzruszył ramionami. Poczym lekko podniósł jej podbródek. Przez krótką
chwilę wpatrywał się w jej oczy, a potem delikatnie pocałował.
Cala
odwzajemniła pocałunek. To był jej obowiązek. Była z nim zaręczona, ale to nie oznaczało, że coś do niego czuje. On
był biologicznym synem Jerremy’ego a ja tylko podopieczną, która musiała robić
to czego zechce. Dodatkowo, każde z nich miało własną grupę, które wkrótce
miały się złączyć.
Chłopak
przyciągnął ją jeszcze mocniej do siebie.
-Może wyskoczymy gdzieś wieczorem?
-Nie wiem... Zobaczymy.-
powiedziała spokojnie, odsuwając się od niego. Chociaż tak naprawdę nie chciała
nigdzie iść.- Może lepiej już chodźmy?
Erik
skinął twierdząco głową. Wziął ją za rękę i wyszli z pokoju.
Szli
długim jasnym korytarzem, gdy doszli do schodów zobaczyli dwóch napakowanych
facetów w garniturach. Dziewczyna westchnęła ciężko. Nie potrafiła zrozumieć,
po co Jerremy chodzi z tymi dwoma gorylami.
-Dzień dobry.- powiedziała wchodząc
do salonu, gdzie znajdowała się reszta jej grupy oraz ojciec.- Przepraszam, że
musieliście na mnie czekać.
-Nic się nie stało.- odpowiedział
stanowczym, lecz spokojnym głosem.
Wysoki
mężczyzna przed pięćdziesiątką wyciągnął dłoń w jej stronę. Jak zwykle ubrany w
elegancki, idealnie skrojony garnitur. Erik był dokładną kopią swojego ojca
sprzed dwudziestu lat.
-Świetnie wyglądasz.- powiedziała
Cala ściskając dłoń Jerremy’ego na powitanie.- Co cię do nas sprowadza?
-Interesy… a właściwie prośba.-
odpowiedział.
Cala
usiadła na kanapie. Później uczynili to także pozostali. Mężczyzna, wyjął ze
swojej czarnej, skórzanej teczki, kilka kartek.
W
pomieszczeniu panowała cisza. Dwudziestolatka rozejrzała się po wszystkich
osobach, które znajdowały się w salonie. Liam, tak jak reszta, wyglądał na
niewyspanego lecz można było zauważyć, że jest zaciekawiony tam co Jerremy ma
do powiedzenia. Siedzący obok niego Harry ukradkiem spoglądał na Louisa, który siedział na fotelu, a on na
Harry’ego. Żaden z nich nie był zadowolony z faktu, że nie mogą siedzieć obok
siebie. Ojciec Cali, nie wiedział, iż ci dwaj są razem. Nie tolerował osób,
które wyróżniały się od innych. Znudzony Zayn, bawił się swoim telefonem, a
Erik uważnie przyglądał się swojej narzeczonej.
-Chciałbym…- zaczął Jerremy.-
Żebyście pilnowali tego chłopaka.- oznajmił i podał jedną z kartek Payne’owi.
Cala
uważnie obserwowała reakcje swojego kumpla, który zaczął chichotać lecz kaszlem
zamaskował swój śmiech. Nic z tego nie rozumiała. Była ciekawa co wywołało u
niego takie zachowanie.
Liam
podał zdjęcie Harry’emu, który zareagował podobnie.
-Nazywa się Niall Horan. Pochodzi z
Irlandii. Jego ojciec, który jest z resztą moim dobrym znajomym, poprosił mnie,
żebym miał go na oku…
Dziewczyna
osłupiała słysząc imię i nazwisko.
„Przecież
to nie możliwe. To na pewno nie on.”- pomyślała.
Nie wierzyła w to co usłyszała.
Spojrzała pytającym okiem na Liama, który skinął twierdząco głową. Westchnęła.
Louis z wielkim uśmiechem na twarzy podał jej zdjęcie, na którym widniał
niebieskooki blondyn. Była w stu procentach pewna, że to tan sam chłopak,
którego pozbawiła przytomności zaledwie kilka godzin temu.
-Tu macie jego dane oraz adres
zamieszkania oraz kilka innych przydatnych informacji.- oznajmił Jerremy kładąc
kartki na stole. Po czym wstał. To samo uczynili pozostali.- Zależmy mi na tym,
żebyście zaczęli go pilnować jeszcze dziś. Macie go mieć na oku dwadzieścia
cztery na siedem. Nie może mu spaść włos z głowy. Rozumiecie?
-Tak!- powiedzieli wszyscy chórem.
-W razie jakiś wątpliwości
zwracajcie się bezpośrednio do mnie. A! I Cala, dobrze by było gdybyś się z nim
zaprzyjaźniła, czy coś. To może ułatwić ci pracę. Do zobaczenia wkrótce.- Mężczyzna wyszedł z domu a zaraz za nim
jego ochroniarze.
-Chyba jednak nici z dzisiejszego
spotkania.- stwierdził ponuro Erik.
Cala
tylko przytaknęła, robiąc smutną minę. Ale tak naprawdę cieszyła się, że ma wymówkę i to jeszcze jaką! Miała
nadzieję, że to zlecenie będzie trwało bardzo długo.
Erik
przyciągnął ja do siebie i namiętnie pocałował. Jego narzeczona odwzajemniła
gest. Tym razem też nic nie czuła. Zaczynała wierzyć, że te wychwalane w książkach
„motylki w brzuchu, nogi jak z waty i przyśpieszone bicie serca”, to tylko
bzdury wyssane z palca.
-Ale wynagrodzę ci to.- wyszeptał
jej do ucha.- Cześć wam!- zwrócił się do pozostałych.
Gdy
tylko syn Jerremy’ego wyszedł z ich domu wszyscy wypuścili z płuc powietrze.
Cała piątka usiadła na jednej kanapie.
-„Ale wynagrodzę ci to...”- Louis
sparodiował Erika. Na co wszyscy znieśli się głośnym śmiechem.- Matko co to
było!? Czy tylko ja go tak nie lubię?
-Nie!- powiedzieli wszyscy włącznie
z Calą.
Nikogo
nie zdziwiła jej odpowiedź. Cała czwórka doskonale zdawała sobie sprawę z tego
jaki dwudziestolatka ma stosunek do swojego narzeczonego.
Dziewczyna
zdjęła buty i żakiet. Usiadła po turecku. Wzięła do ręki kartki, które zostawił
jej ojciec.
-Kurde!- zaśmiał się Zayn.- Chwała,
że go nie sprzątnęłaś! Miałabyś... nie- zamyślił się.- Mielibyśmy przejebane!-
przeczesał ręką włosy. Ponownie zaniósł się śmiechem.
-Liam! Dzięki tobie jeszcze
żyjemy!- powiedział z uśmiechem Harry, a Louis mu przytaknął.
-I pomyśleć, że przez chwilę
myślałam, czy by go nie zabić...- mruknęła Cala, wiążąc włosy w luźnego koka.
-Gdyby nam wcześniej powiedział, że
mamy go pilnować, to od razy byśmy go zawinęli i wywieźli do magazynu!
-Lou, co ty wygadujesz?! Serio w
magazynie?- odezwał się Harry.
Starszy
chłopak tylko przytaknął. Cala pokręciła głową z dezaprobatą.
-A miałam nadzieję, że go więcej
nie zobaczę.
-Cala, nie tylko ty.- powiedział
Zayn podając jej kubek z kawą.
Dziewczyna
uśmiechnęła się wdzięcznie. Upiła nieduży łyk gorącego płynu. Oparła głowę o
ramię Payne’a.
-To jak to rozegramy?- zapytał
chłopak, który chwilowo robił za poduszkę.
-Zaczniemy dziś wieczorem. To jest
pewne. Musimy się podzielić, skoro mamy go mieć na oku przez cały czas... Na
pewno będziemy musieli go namierzyć. Nie jestem pewna, czy wrócił prosto do
swojego mieszkania.- Upiła kolejny łyk kawy.
-Za ile będzie śniad... obiad?-
poprawił się szybko Harry.
-Za pół godziny może wcześniej.-
odkrzyknął Zayn.
-Jedno jest pewne. Przykro mi
bardzo, ale ty i Lou…- powiedziała wskazując chłopaka z kręconymi włosami.- Nie
będziecie razem go pilnować.
-Dlaczego?- obydwaj, krzyknęli
równocześnie z oburzeniem w głosie.
-Oj dajcie spokój.- westchnął
rozbawiony Liam.- Wszyscy wiemy jak skończy się to wasze „pilnowanie”.
-Pieprz się Payne.- warknął Louis.
-No na pewno nie z tobą, Tommo.
-Ej! Uspokójcie się. Dzisiaj idę ja
z Zaynem. Malik słyszałeś?- krzyknęła.
W
odpowiedzi dostała jedynie krótkie „Yeah!”
-Potem, od rana do ok. trzeciej po
południu przejmuje go Liam i Harry. Później ja z Louisem. A dalej to się już
jakoś okaże. Trzymamy się od niego na odległość. Chłopcy… on ma się nie
zorientować, że ktoś za nim łazi…
-Było by łatwiej gdybyśmy wiedzieli
o co chodzi.- mruknął Payne.
Cala
przytaknęła. Jej ojciec nie należał do osób, które zdradzały szczegóły. Zawsze
mówił co trzeba zrobić i jakie ma co do tego wymagania. Mówił tyle ile jego
przybrana córka powinna wiedzieć, żeby mogła wykonać swoje zadanie. Dziewczynie
jednak to nie przeszkadzało, poza tym ufała Jerremy’emu. Wiedziała, że nie
kazałby jej zrobić czegoś ponad miarę jej możliwości oraz niezgodnego z jej
zasadami. Była też pewna, że nie chciał jej narażać na zbędne
niebezpieczeństwo, więc nie miała się czego obawiać. Co nie zmieniało jednak
faktu, że w tym przypadku wolała by wiedzieć z czym ma odczynienia.
-Popatrz na niego. To zapewne nic
poważnego. Wygląda na miłego, grzecznego chłopka. Pewnie podpadł jakiejś
bandzie półgłówków, powiedział o tym swojemu ojcu, a ten zaczął panikować.
-Obyś miał rację, Zayn.- powiedziała
cicho.
Jednak
coś jej nie pasowało. Skoro to była taka błaha sprawa, dlaczego Jerremy
przeszedł z tym do niej a nie kazał tego robić Erikowi. Jej grupa była
najlepsza, czego nie dało się nie zauważyć. Dobrze zorganizowana, nie zadająca
zbędnych pytań. Zdawała sobie sprawę, że to ona na ogół ma najtrudniejsze
zadania. Doskonale radziła sobie w kryzysowych sytuacjach. Nie rozumiała
dlaczego jej ojciec miałby jej zlecić pilnowanie jakiegoś dziewiętnastolatka.
Gdyby ten chłopak miał takie problemy, o jakich myśli Zayn, raczej wynająłby
detektywa, albo zgłosił na policję.
-Coś mu tu jest nie tak…- mruknęła
zamyślona.
Czwórka
jej przyjaciół spojrzała na nią. Wszyscy wiedzieli, że intuicja Cali nigdy jej
nie zawodzi. Zawsze potrafiła wyczuć niebezpieczeństwo.
-Nie ważne.- przeczesała ręką
włosy.- Za ile to śniadanie?